PRASTARA - woda kolońska

Zaczęty przez Monocero, 09 Styczeń 2021, 13:52:38

Przeczytano 14 razy

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 2 Gości przegląda ten wątek.

Monocero

PRASTARA - legendarna woda, czy tylko czar PRL? Wokół wytworów materialnych kraju demokracji ludowej powstaje wiele legend, historii i domysłów, których często źródła są nieznane, co kreuje tajemnice ich pochodzenia. Inną sprawą jest fakt, że przeklinane za dziadostwo produkty PRL, obecnie są wynoszone na piedestał wartości materialnych i podawane jako przykład zdobyczy technicznych naszych ojców. Dlaczego tak się dzieje? W większości przypadków za taki rozwój wypadków odpowiada nasz PESEL. Podświadomie wyciągamy produkty dzieciństwa, dopasowujemy je do naszej młodzieńczej doskonałości i wielbimy. To tylko mózg płata nam figle i warto się nieraz przyjrzeć z bliska naszemu ogromnemu pokojowi z dzieciństwa, który teraz wydaje nam się dużo mniejszy, niż go zapamiętaliśmy.

Golarze, przed wami PRASTARA - historia prawdziwa?



Jeśli chcecie poznać szokującą historię powstania i egzystencji tej kolońskiej wody, nie boicie się odkrywać prawdy i twardo stoicie na ziemi, to zapraszam do lektury.

Słońce chyliło się już za widnokręgiem, gdy jego ginące promienie tworzyły kolorowy korowód blasku odbijający się od śnieżnobiałych płatków śniegu. Zima 1682 r. na ziemiach polskich była sroga. Mróz skutecznie ograniczał wszelkie ruchy na duktach powodując, że stawały się one miejscem wybiegu dla dzikiej zwierzyny, której okoliczne lasy były pełne. Nic wiec dziwnego, że w takiej scenerii zauważenie pieszego wędrowca, pokonującego wyznaczoną drogę do celu jest trudne.



Zanim można kogokolwiek zobaczyć w głuchej ciszy, słychać najpierw skrzypiące odgłosy ubijanego śniegu, charakterystyczne dla ludzkiego chodu. Jakby się lepiej przyjrzeć to można zobaczyć sylwetkę otuloną w długi wełniany ciemnobrązowy habit z głębokim kapturem, spod którego wystaje drugi, lżejszy w kolorze białym. Mimo głębokiego śniegu ruchy mężczyzny są sprężyste i w miarę szybkie, widać, że chce zdążyć do celu przed zachodem słońca, co by się pokarmem dla grasujących wilków nie stać.

Czy tylko wilki stanowiły niebezpieczeństwo dla samotnego podróżnego, bez konia, broni i towarzystwa? Na ziemiach polskich nie był to zwykły podróżny, bo jego ubiór wskazywał na osobę duchowną z Zakonu Dominikanów. O ile kupiec na wyniszczonych wojnami szwedzkimi ziemiach polskich mógłby się obawiać grasujących po lasach zbójów, choć i to prawdopodobieństwo było nikłe, gdyż władza królewska swoim majestatem, siłą oręża i mocą ustawodawczą problem rozwiązała szybko i skutecznie, o tyle osoba duchowna mogła liczyć tylko na pomoc i życzliwość.

Brat Albert, bo tak się wędrowiec nazywał, kończył właśnie największą podróż swojego życia, z Paryża do opactwa dominikanów w Brześciu Kujawskim. Mnich przez ostatnie pięć lat kształcił się na dworze francuskiego monarchy Ludwika XIV. Dominikanie byli katolickim zakonem braci kaznodziejów i musieli być gruntownie wykształceni w celu szerzenia wiary katolickiej i odpierania przejawów wszelkiej herezji.

To właśnie dominikanie byli pierwszym zakonem zwalczającym herezje w ramach Inkwizycji. Tak, zakon, który dzisiaj kojarzy się z postępowym skrzydłem Kościoła. Z jego szeregów wywodzili się pierwsi inkwizytorzy. Nie można wskazać jednego dokumentu, w którym można byłoby znaleźć jednoznaczny akt powołania inkwizycji. Instytucja ta zaczęła się tworzyć w okresie średniowiecza jako sprzeciw wobec szerzącej się wówczas grupy chrześcijańskich dysydentów, których Kościół uznał za heretyków. Byli to katarzy, nazywani też albigensami (od miasta Albi we Francji), których poglądy i sposób życia odbiegał od utartych norm. Z katarami zetknął się bezpośrednio św. Dominik Guzman - założyciel potężnego zakonu dominikanów. Spotkanie to stało się inspiracją do powstania osławionej inkwizycji.



Katarzy często przedstawiani są jako bogobojni chrześcijanie, którzy w przeciwieństwie do duchownych Kościoła byli biedni, unikali wystawnego życia i nieustannie pokutowali. Katarzy rzeczywiście byli skrajnymi ascetami, ale należy również pamiętać, że sekta ta zagrażała stabilności gospodarczej i społecznej ówczesnej Europy. Twierdzili przecież, że ludzie nie powinni się bogacić, nie powinni prowadzić interesów, a najlepiej, gdyby po prostu oczekiwali na śmierć, modląc się i pokutując. Impulsem do rozpoczęcia prześladowań katarów było zabójstwo legata papieskiego Piotra z Castelnau w pobliżu Saint-Gilles w 1208 roku i przekonanie papieża Innocentego III, że stali za tym katarzy. W 1209 roku papieski wysłannik, Arnaud Amaury, był inicjatorem największej zbrodni na katarach, kiedy to wymordowano około 20 tys. ludzi, w tym kobiety i dzieci, którzy skryli się w murach miasta Béziers. Miały paść wtedy słynne słowa papieskiego legata, który na wątpliwości rycerzy zaniepokojonych tym, że w mieście znajdują się też katolicy, miał odpowiedzieć: "Zabijcie wszystkich. Bóg rozpozna swoich".

No, ale tyle dygresji, bo nie o tym tu mowa. Gdy brat Albert zbliżał się do opactwa, nikt jeszcze wtedy nie zdawał sobie sprawy, jak jego przybycie zapisze się na kartach historii tych ziem. Brat Albert przebywając na dworze króla Ludwika XIV, z racji wykonywanego przez siebie powołania zapoznał się z nadwornym alchemikiem króla, Jeanem Paulem Feminisem. Żebyście zrozumieli kulisy tej znajomości przybliżę wam sylwetkę króla.

Ludwik XIV – król Francji w latach 1643-1715 z dynastii Burbonów. Urodził się 5 września 1638 roku w Saint-Germain. Jego ojcem był król Ludwik XIII, a matką – Anna Austriaczka. Tron odziedziczył jeszcze przed piątymi urodzinami, 16 maja 1643 roku, kiedy zmarł jego ojciec. Przez pierwsze lata rządy w jego imieniu sprawowała matka przy pomocy kardynała Juliusza Mazariniego. Ludwik formalnie został uznany za pełnoletniego w 1651 roku. Koronowano go w 1654 roku, lecz pełnię władzy przejął dopiero po śmierci kardynała Mazariniego w 1661 roku. Rok wcześniej ożenił się z Marią Teresą, córką króla Hiszpanii Filipa IV, co otworzyło Burbonom drogę do przejęcia tronu w Madrycie w późniejszych latach. Przez ponad pół wieku Ludwik, zwany ,,Królem Słońce" rządził krajem osobiście, opierając się na rozwiniętej i silnie scentralizowanej administracji. Rola szlachty została przez niego znacznie ograniczona. Podobnie zmalało znaczenie regionalnych parlamentów. Już jego poprzednicy stopniowo wzmacniali władzę królewską, ale to on sprawował rzeczywiście rządy absolutne. W tym sensie jego stwierdzenie z 1655 roku – ,,Państwo to ja" – było w pełni uzasadnione. Otaczając się zdolnymi współpracownikami, takimi jak Jean-Baptiste Colberg czy François Michel Le Tellier de Louvois, zdołał przeprowadzić szereg reform gospodarczych i usprawnić armię. Jego panowanie jest też uważane za okres największego rozkwitu francuskiej kultury.

To właśnie ten król pochylając się nad najbardziej przyziemnymi sprawami, wydał polecenie swojemu nadwornemu alchemikowi Jeanowi Paulowi Feminisowi stworzenia nowego zapachu, odbiegającego od ciężkich i duszących aromatów francuskiego dworu. Zapach tak jak jego rządy miał być świeży i nowoczesny.

Dzisiaj takie polecenie nie wydaje nam się niczym dziwnym i nadzwyczajnym, ale wyobraźcie sobie tamte czasy, gdy ludzie nie mieli pralek, bieżącej wody i szaf pełnych ubrań. Używane zapachy musiały być naprawdę mocne, by stłumić odór ludzkiego ciała. Stworzenie zapachu innego od wszystkich, bez duszącego kadzidła, pudru i innych zapychaczy było wyzwaniem. No, ale Ludwig XIV lubił wyzwania osobiste, więc i zlecał je innym.

Czy zatem nowa receptura zalała francuski dwór zgodnie z poleceniem króla? Nie, Jean Paul Feminis zmarł w niedługim czasie na zapalenie płuc. Przed śmiercią kazał posłać po swojego duchowego przewodnika brata Alberta, któremu podyktował recepturę swojego życia. Młody mnich spisując manuskrypt nie zdawał sobie sprawy z wagi tego co pisze, gdyż bardziej liczył na jakieś szczególne treści duchowe. Zwyczajnie nie przywiązując wagi do manuskryptu nie przekazał go na dwór królewski.



Zapisany manuskrypt znajdował się w 1682 r. w zaśnieżonym tobołku dominikanina, kołaczącego do bramy opactwa w Brześciu Kujawskim. W ten oto sposób, nieświadomie i rzec można z pomocą Boską, receptura pierwszej na świecie wody kolońskiej znalazła się na ziemiach polskich.

Ludność na terenie Biskupstwa Włocławskiego, w granicach, którego rezydowali Dominikanie, nie należała do szczególnie bogatych, stąd ofiary na utrzymanie opactwa też były skromne. Sytuacja ekonomiczna i poszukiwanie źródeł utrzymania spowodowały, że brat Albert przypomniał sobie o manuskrypcie z zapisaną recepturą. W ten oto sposób bracia postanowili zając się wytwarzaniem specyfiku. Oczywiście nie robili tego sami, ale dali podwaliny wytwórni i pilnowali składu. 

Pierwszy rozlew wody wprawił wszystkich w osłupienie. Ze składników, które bracia zakonni z całej Europy pozyskiwali, powstał zapach o nutach, które dzisiaj moglibyśmy określić jako klasyczną cytrusowo-ziołową kompozycję, gdzie cytrusowy akord tworzą nuty bergamotki, cytryny i mandarynki, wzbogacone o ziołowe akcenty bazylii, szałwii i kardamonu. Całość podkreślona została akordem drzew sandałowych i cedrów. Natomiast akcenty piżma i ambry dodały kompozycji trwałości i elegancji. Opat przyjął ten zapach z nadzieją, że to zapach ziemi świętej, gdzie cytryna dojrzewa.

Woda szybko znalazła uznanie u władz biskupich we Włocławku, jak i na dworze królewskim w Warszawie. W roku 1701 brat Albert wyruszył z Brześcia Kujawskiego w swoją ostatnią podroż do Tuluzy, miejsca założenia zakonu dominikanów. Niestety po drodze dopadła go choroba i kurował się w Piemonckim miasteczku Santa Maria Maggiore, w domu Francesca Fariny.   



Mnich, dominikanin z egzotycznego jak na tamtą okolicę kraju był ciekawym gościem w Piemoncie. Niestety wiek i trudy podroży odcisnęły piętno na organizmie brata Alberta i życie z niego ulatywało. Gościem w sposób szczególny zainteresował się syn właściciela Giovanni Maria Farina. Urzekł go zapach starca, zupełnie odbiegający od zapachu starego człowieka. Izba, w której leżał, zawsze wypełniona była pięknym, świeżym zapachem. Giovanni, zanim zapytał, zaobserwował, że starzec przy porannej toalecie wyciąga zawiniątko z małą oplecioną słomą butelką, z której wylewa płyn na dłonie i rozciera potwarzy i szyi. W końcu Giovanni zapytał o ten płyn brata Alberta, a ten mu wyjawił, że jest to woda, która jest wytwarzana przez jego barci w Brześciu. Tak to Giovanniego zaintrygowało, że zaczął wypytywać o recepturę, ale trawiony gorączką brat Albert, mimo że znał ją na pamięć, nie potrafił dokładnie jej podać. Następnego dnia 18 maja 1701 roku zmarł i został pochowany na miejscowym cmentarzu parafialnym.

Giovanniemu Marii Farinie po gościu z Polski pozostały wspomnienia i kilka kropel wody zapachowej w oplecionej słomą butelce. Mimo to był zadowolony i z tego. W 1706 roku Giovanni Maria Farina przybył do Kolonii, gdzie się osiedlił na stałe. Odtąd znany był już jako Johann Maria Farina. W 1709 r. J. M. Farina założył w Kolonii fabrykę perfum, która dziś jest najstarszą na świecie. Wyprodukowanej przez siebie wodzie toaletowej, o unikalnym zapachu, nadał nazwę: ,,Eau de Cologne" na cześć swojej nowej ojczyzny. Rozsławiło to Kolonię w XVIII w. jako miasto perfum, co upamiętnia rzeźba Fariny, umieszczona na wieży ratuszowej.

Swój nowy zapach J. M. Farina opisał w liście z 1708 r. adresowanym do brata ,,Mój zapach przypomina włoski, wiosenny poranek po deszczu; pomarańcze, cytryny, grejpfrut, bergamoty, limonki oraz kwiaty i zioła rosnące w mojej ojczyźnie. Niestety słowem nie wspomniał o bracie Albercie, którego kości bielały w Piemonckiej ziemi. Jak mówiono tajemnicą tej zapachowej kompozycji i jej sukcesu była doskonale opanowana sztuka destylacji, którą J. M. Farina przywiózł ze sobą z Włoch, gdzie się urodził.   >:( :( :'(

Perfumy ,,Eau de Cologne Farina" są produkowane po dziś dzień według oryginalnej receptury przez ósme już pokolenie rodu Farina.

Wróćmy jednak na ziemie polskie, na których duch przedsiębiorczości był zepchnięty przez ducha wojny. Mała wytwórnia pod auspicjami dominikanów nie miała racji bytu i stanowiła bardziej folklor ludowy niż poważne przedsięwzięcie. Rozbiory i wojny szalejące na polskich ziemiach były przekleństwem czasów.

W 1812 roku dla Polski narodziła się nadzieja. Cesarz Francuzów Napoleon Bonaparte uderzył na Rosję. O tej Armii, która w czerwcu 1812 przekroczyła Niemen, Lew Tołstoj na kartach ,,Wojny i pokoju" napisał: ,,...siły Europy Zachodniej przekroczyły granice Rosji i zaczęła się wojna, czyli dokonało się wydarzenie sprzeczne z rozsądkiem człowieka i jego naturą. (...) Ludzie Zachodu szli na Wschód po to, by wzajemnie się zabijano". Chciałbym wierzyć, że ,,pokolenie Olbromskich i Cedrów" takim zapamiętało Cesarza tamtego czerwcowego dnia: ,,We mgle wietrznego ranka dostrzegli stojącego nieruchomo daleko, daleko, na urwistym brzegu. Za nim błyszczał barwami mundurów sztab i wyprężone, połyskliwe gwardie konne. Wojska defilujące równiną w dole, ujrzawszy szarą kapotę i trójgraniasty kapelusz bez ozdób, wznosiły jednolite okrzyki (...) - Mijały pułki francuskie, holenderskie, włoskie, niemieckie, polskie..."

Wielka Armia Napoleona liczyła w dniu inwazji prawie 600 tys. ludzi (m.in. 300 tys. Francuzów, Włochów i Belgów, 180 tys. Niemców, 90 tys. Polaków). Wyobraźcie sobie potęgę tej armii w roku 1812 r. Dlaczego Napoleon Bonaparte postanowił uderzyć na Rosję?

"....Jestem tu, aby raz na zawsze skończyć z tym barbarzyńskim kolosem Północy. Szpada została już dobyta. Trzeba ich zapędzić jak najdalej w ich lody, aby przez najbliższe 25 lat nie byli w stanie mieszać się w sprawy cywilizowanej Europy. Nawet za czasów Katarzyny Rosjanie prawie nie odgrywali żadnej roli w życiu politycznym Europy. Z cywilizacją zetknęli się dopiero przez rozbiór Polski. Nadszedł więc teraz czas, aby Polacy pokazali im, gdzie ich miejsce... Bezpowrotnie minęły czasy, kiedy Katarzyna dzieliła Polskę, chwiejny Ludwik XV drżał ze strachu w Wersalu, a caryca zachowywała się tak, że wychwalały ją wszystkie paryskie plotkary. Po spotkaniu w Erfurcie Aleksander zrobił się zbyt zarozumiały, a już zdobycie Finlandii zupełnie przewróciło mu w głowie. Jeżeli potrzebne mu są zwycięstwa, to niech się wyprawi na Persów, ale nie miesza się w sprawy Europy. Cywilizacja odrzuca tych dzikusów z Północy. Europa obejdzie się bez nich..."

Z polecenia Napoleona, I Sejm Księstwa Warszawskiego 28 czerwca 1812 roku zawiązał Konfederację Generalną Królestwa Polskiego, która ogłosiła wskrzeszenie Polski i przyłączenie do niej prowincji zabranych. Udział w kampanii wzięły oddziały Legionów Polskich powstałych w 1797 r. we Włoszech. I to właśnie w drodze na Moskwę pod Brześciem Kujawskim stacjonował 13 pułk Huzarów, 20 Brygady Jazdy gen. Antoniego Pawła Sułkowskiego, należący do V Korpusu Wielkiej Armii Napoleona. Wszyscy Huzarzy zaopatrzyli się u Dominikanów w wodę zapachową.

O pięknym zapachu polskich Huzarów wspominały zgwałcone przez nich Rosjanki, które 14 września 1812 r. nie zdążyły uciec ze zdobytej i spalonej przez Polaków Moskwy.



Pobyt Polaków w Moskwie w 1812 roku był o wiele krótszy niż dwa wieki wcześniej (1612). Wówczas trwał ponad dwa lata. Tym razem nieco ponad miesiąc. 18 października Napoleon Bonaparte, nie doczekawszy się propozycji pokojowych, opuścił mury miasta.

Żołnierze nieustraszonej Wielkiej Armii Francuskiej panicznie bali się kozaków i ich ataków. Dlatego do ochrony odwrotu Wielkiej Armii, a raczej tego co z niej zostało wyznaczono Polaków, na których kozacy wrażenia nie robili żadnego.

Poruszające są relacje oficerów najwyższej rangi! Oto co pasierb Cesarza, wicekról Włoch, generał Eugeniusz de Beauharnais napisał o swoich podkomendnych ,,Włosi mrą jak muchy. (...) Jakże szczęśliwi będziemy, jeśli ujrzymy jeszcze kiedyś nasze domy. To teraz mój jedyny cel. Nie szukam już chwały. Ona kosztuje zbyt drogo".

Polscy żołnierze, bez względu na rangę, dawali dowody ofiarności, odwagi i poświęcenia. Sekretarz Cesarza, baron Agathon Jean François Fain, tak napisał o Polakach: ,,Cała dywizja Girarda złożona jest z Polaków. Jedni biegną naprzód, by stworzyć nam drogę, inni pokonują niebezpieczeństwa, by przenieść depeszę, drudzy, by przeprowadzić nasze kolumny. Są wszędzie. Ich sprawa jest przegrana, ale ci generałowie [Poniatowski, Zajączek, Dąbrowski] jakby wiedzieli o tym mniej niż my. Myślą o tym tylko, by zrobić nam szaniec ze swych szabel i bagnetów, a jeśli trzeba, to ze swych ciał, aż do ostatniego tchu". To prawdziwy powód do dumy. Nie zapominajmy, jak bardzo zmieniał się obraz Polaka w Europie! To już nie byli renegaci, warchoły! Europa z podziwem patrzyła na bohaterstwo, wierność i bitność Polaków! I to jest wielki skutek wojen napoleońskich, dziedzictwo, którego Lechici nie zaprzepaścili w XX w.!

Polskie wojska przeszły wszelkie okropności załamania się francuskiej akcji oraz odwrotu spod Moskwy. Również osłaniały cofające się francuskie oddziały oraz samego Napoleona w trakcie dramatycznej wręcz przeprawy przez rzekę Berezynę. Znów Polacy, bo najmężniejsi. Pytanie tylko czy czasami nie ma bardziej odważnych albo chętniejszych do tego by dać się zabić? Nie wyśmiewając ofiary przodków winniśmy jednak wyciągać lekcje z przeszłości. Polskie straty w zabitych, rannych oraz wziętych do niewoli osiągnęły 70% stanów pierwotnych. Teraz to Rosjanie stali u granic Księstwa, a Napoleon wyjechał do Francji.

Nastały czasy niewoli i konsekwencje braterstwa z Francją, powstania narodowe, Listopadowe i Styczniowe, a potem I wojna światowa. Nie był to czas na rozwijanie wytwórni wody kolońskiej, inne w tych czasach na ziemiach polskich były potrzeby.

W okresie I wojny światowej Brześć Kujawski znalazł się pod okupacją niemiecką. W czasie ofensywy niemieckiej w dniach 11-12 listopada 1914 r. miasto stało się celem ataku artyleryjskiego, który spowodował znaczne zniszczenia, m.in. cukrowni i gmachu klasztoru podominikańskiego.



To właśnie w tamtym czasie w nieznanych nam bliżej okolicznościach niejaki Hugo Guttel wszedł w posiadanie łacińskiego manuskryptu z przepisem na wodę kolońską.

W 1919 r. dwaj mężczyźni, Hugo Guttel i Józef Wójtowicz założyli wspólnie Fabrykę Mydła i Kosmetyków "Hugo Guttel" z siedzibą w Łodzi przy ul. Wólczańskiej 117 i rozpoczęli produkcję mydeł i wód kolońskich. Później firma wielokrotnie zmieniała nazwę, lecz pod tym adresem wytrwała co najmniej do 1940 roku.

W 1921 roku w całostronicowym ogłoszeniu dumnie prezentowano dotychczasowy dorobek fabryki oraz chwalono się współpracą z innymi przedsiębiorcami.



W 1926 r. przedsiębiorstwo przekształciło się w Wytwórnię Mydeł Toaletowych i Wody Kolońskiej – Józef Wójtowicz, Hugo Guttel i Spółka, a w 1929 r. w Fabrykę Mydła i Kosmetyków Hugo Güttel PIXIN. Z marką PIXIN związanych było wiele popularnych produktów, np.: mydło do golenia, pudry, szampony, brylantyna, lakiery do paznokci. W latach 30. asortyment poszerzono o wyroby perfumeryjne.

W czerwcu 1937 roku przedsiębiorstwu nie zagroził nawet pożar; w komunikacie prasowym informowano o kontynuacji normalnej pracy fabryk.



W okresie 1939-1945 firma nadal działała, a nawet nastąpił wzrost produkcji (głównie mydła i proszku do prania). Jeszcze w 1939 roku Hugo Guttel zapraszał do firmowych perfumerii na terenie Łodzi. W latach 30. i 40. XX wieku fabryka była jednym z największych producentów kosmetyków w Polsce (jedyną znaczącą wytwórnią kosmetyków w regionie łódzkim) zatrudniającym ok. 40 osób. Jeszcze w 1940 roku fabryka miała siedzibę przy ul. Wólczańskiej 117.

18 grudnia 1946 r. fabryka została znacjonalizowana i stała się własnością państwa. W 1947 roku zadbano o zarejestrowanie zmian w rejestrze Urzędu Patentowego i prawo z rejestracji znaku nr 5613 przepisano z firmy: Fabryka Mydeł Toaletowych i Wyrobów Kosmetycznych Hugo Guttel (dawniej J, Wojtowicz, H, Giittel i S-ka. Łódź) na firmę: Fabryka Mydła i Kosmetyków ,,Pixin'' (dawn. Hugo Guttel. Zarząd Państwowy. Łódź).

W 1951 r. nadano nową nazwę: Fabrykę Kosmetyków Pollena ,,EWA" przedsiębiorstwo państwowe, po to by po kolejnych 20 latach zmienić ją na Fabrykę Kosmetyków Pollena-Ewa S.A. W PRL-u firma nie zmieniła siedziby, lecz to ulica zyskała nowe miano: 22 lipca. Powojenna produkcja objęła mydła toaletowe, proszki i mydła do prania, mydła do golenia, lakiery do paznokci oraz proszki do zębów. Następnie pojawiły się w ofercie szampony na bazie naturalnych wyciągów ziołowych.

Wraz z przemianami ustrojowymi przekształcała się też fabryka. W 1999 r. odbyło się pierwsze notowanie akcji spółki na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. Następnie stopniowo akcje Polleny-Ewy wykupiły Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych SA, które od 2012 r. stały się jedynym właścicielem łódzkiej fabryki kosmetyków. Od 2003 r. zatrudnienie w Pollenie-Ewie zaczęło poważnie spadać, co wynikło z restrukturyzacji spółki mającej na celu obniżenie kosztów.

No cóż, piękna historia zakończona tragicznie. Legenda w tle nadaje uroku, ale hmm no właśnie, ale gdzie w tym wszystkim jest woda kolońska PRASTARA?

Otóż nie ma jej, bo historia Prastarej to zwykła bujda, legenda jak kto woli komunistyczny zabieg marketingowy. Nigdy nie było żadnego łacińskiego manuskryptu, brata Alberta, Jeana Paula Feminisa.

Huggo Guttel nigdy nie produkował wody Kolońskiej PRASTARA, nie produkowały jej też zakłady PIXIN, ani Pollenna-Ewa. Skąd się więc wzięła? Zacznijmy od początku.

Panowie Hugo Guttel oraz Józef Wójtowicz, którzy w 1919 r. założyli w Łodzi przy ul. Wólczańskiej 117 Fabrykę Mydła i Kosmetyków "Hugo Güttel" produkowali mydła wazelinowe, kremy, pudry "Oro" oraz produkty do pielęgnacji włosów o nazwie "Pixin". Interes szedł wspólnikom na tyle dobrze, że stopniowo rozszerzali działalność. W latach 30., już jako Fabryka Mydła i Kosmetyków Hugo Güttel PIXIN, zakład produkował między innymi mydło (aż 47 gatunków), pudry i lakiery do paznokci. Nigdzie nie ma jednak wzmianki o produkcji wody kolońskiej PRASTARA. Źródła jej powstania do dziś zresztą spowija mgła tajemnicy... :D :D

O ile o Przemysławce znajdziecie ogłoszenia, wiersze, wypowiedzi itd., to o Prastarej nie ma nic. Co sprawia, że kosmetyk długo utrzymuje się na rynku? Na pewno ma na to wpływ sprawdzona receptura, ale myślę, że dużą rolę odgrywa tu legenda, jaka narosła wokół kosmetyku, czy po prostu strategia marketingowa firmy. ŻADNE źródło nie podaje dokładnej daty produkcji PRASTAREJ. Jedni piszą 1921 inni 1930, ale realnie jest dostępna od połowy lat 50. To właśnie przywiązanie do tradycji, ale też w pewnym sensie zmiana gustów powodują, że klienci szukają kosmetyków znanych od dawna. W PRL Prastara wbiła się idealnie. I ten swojski, wiejski oplot słomiany na butelce. No jakby to miało się towarzyszom nie podobać?

Woda kolońska PRASTARA to oryginalny wytwór PRL, a dokładnie produkt dla powstałej w Krakowie w 1947 roku spółdzielni Florina. Stąd LEGENDA o odnalezieniu w 1951 r. manuskryptu w starych budynkach przedwojennej fabryki itd., itd., ble, ble. I stworzenie atmosfery tajemnicy pochodzenia. Przyjrzyjmy się spółdzielni Florina.

1945 styczeń - M. Jancyszyn przenosi ze Lwowa do Krakowa na ul. Miodową 10 Wytwórnię Kosmetyków - produkcja wód kwiatowych i kolońskich,   

1947 - rejestracja w Wydziale Handlu m. Krakowa Wytwórni Kosmetyków "Florina",

1949 marzec - założenie Chemicznej Spółdzielni Pracy "Florina", firma zatrudnia 15 osób,

1950 - zorganizowanie laboratorium badawczo-kontrolnego, w latach późniejszych aplikacyjnego dla Spółdzielczości Pracy,

Widzicie i wtedy w cudowny sposób odnajduje się łaciński manuskrypt w przedwojennych budynkach do wyburzenia w Łodzi, w firmie, która skupia się na mydłach i kremach. >:(

To dlaczego produkcja Prastarej dalej nie jest w Łodzi? Skąd nagle produkcja w Krakowie? I to jeszcze w firmie, co od przed wojny specjalizuje się w wodach kolońskich?

Niemcy mieli Hugo Bossa no to w PRL dano społeczeństwu Hugo Guttela, a na zachodzie był Asterix i Obelix, a my mieliśmy Kajko i Kokosza. :)

No to ciesze się, że zrozumieliście ten zabieg PRL-u. Prastara powstała w laboratorium badawczym spółdzielni pracy Florina. Dzięki wypracowanej legendzie woda spotkała się z powszechnym uznaniem, co doprowadziło do konieczności rozszerzenia produkcji przez Krakowski Miraculum. Tak tworzy się legenda marki.

"....Produkcję chałupniczą w Królówce zorganizowały Zakłady Wikliniarsko-Trzciniarskie w Krakowie - wspomina Albin Kiełtyka. Najpierw dowożono nam surowce, szkolono ludzi, później w Królówce powstały również plantacje wikliny, bo wiklina nie wymaga dobrej gleby. Robiliśmy różnego rodzaju i wielkości kosze użytkowe i ozdobne, kuferki, skrzynie na bieliznę, foteliki, pufy, wianki, plecionki do wody kolońskiej "Prastara", którą produkowała krakowska fabryka Miraculum. Odbiorcami były głównie, oprócz wody kolońskiej, która szła do Związku Radzieckiego, kraje z jak to się wtedy mówiło, pierwszego obszaru płatniczego - Niemcy, Anglia, Austria, Holandia, Skandynawia..."



Prastara miała kilka wersji opakowania za PRL, w zależności czy wytwarzana była w SP Florina czy w Miraculum. Wg. starego pracownika Miraculum składniki sprowadzano z Francji, ale kiedyś chciano obniżyć koszt i sprowadzono z ZSRR. Na szczęście szybko wrócono do komponentów francuskich.

Prastara była produkowana w kilku wariantach różniących się: kolorem, kształtem i materiałem korka, wyglądem i materiałem etykiety, kolorem wikliny i barwnej wstawki wiklinowej, kształtem buteleczki - nieznaczne różnice w szerokości szyjki, ostatnia partia lekko zwężona w połowie wysokości buteleczki i bardziej smukła. Niezmienne na przestrzeni dziesięcioleci były: materiał oplotu wokół flaszki - wiklina, ogólny pokrój flakonu, nazwa i logo.

"....Zapachy szły z bunkra, którym chlubiło się Miraculum od lat 50. To tu miały dojrzewać perfumy. W kamiennych kadziach leżakowały wody kwiatowe i czekały na swoją kolej do filtrowni. W żadnym zakładzie kosmetycznym w Polsce miało nie być tak wielkiego bunkra jak ten w Krakowie na Zabłociu. Podziemne zbiorniki z kamienia, tuż przy bramie wjazdowej, przechowywały spirytus z olbrzymich cystern, które opróżniano tuż pod okiem Edwarda. - Kiedy podjeżdżały wozy ze spirytusem, a na złączkach kapało, wiadomo, każdy, kto obrotny, podstawiał butelkę. Tu się alkohol lał hektolitrami - mówi. Podaje przepis na Panią Walewską. - Kiedy spirytus był już w bunkrze, zaczynało się kiszenie. Wlewali olejki, trochę zapachu i garść witamin. Kisiło się i kisiło. Komponenty były z Francji, drogie, sprawdzone. Kiedy wykupiła nas Kolastyna, próbowali kisić na rosyjskich. Nic nie szło, psuło się i śmierdziało. W bunkrze kisiła się także Prastara. Bunkier staje się taką dumą fabryki, że ciężko wyobrazić sobie, jak pracowano bez niego. A jednak. Przed nim to brygady wód kwiatowych własnoręcznie podlewały perfumy i mieszały. Zmęczenie i pot nikogo nie straszyły. W halach na taśmie był przecież płyn przeciw poceniu Dorado..."

Tutaj nawet macie Prastarą jako Płyn po goleniu, a nie wodę kolońską.



Spółdzielnia Florina próbowała reaktywować PRASTARĄ, ale nic z tego nie wyszło.

1994 - złoty medal Targów Poznańskich za wodę "Prastara" nieprzerwanie produkowaną w Polsce od 1921 roku, o tradycji z roku 1682 posiadającą certyfikat rękodzieła artystycznego.

FLORINA wprowadziła na rynek odmienioną wodę kolońską PRASTARA. Ręcznie opleciona wikliną, butelka kryje w sobie niepowtarzalną nutę zapachową. Klasyczna cytrusowo-ziołowa kompozycja została wzbogacona o nowoczesne nuty kwiatu ilangu, róży damasceńskiej, olejku neroli. Akcenty piżma i ambry dodają kompozycji trwałości i elegancji.



W 2006 roku firma Bielenda wykupiła krakowską Florinę i z czasem wygasiła produkcję tej kultowej marki PRL-u jaką jest PRASTARA.

Jednak nic w przyrodzie nie ginie



To tyle jeśli chodzi o legendę PRL-u, mam nadzieję, że nie macie mi za złe wyprostowania tej historii, ale czasem warto przejrzeć na oczy. :smarty2:
(D.D)
  •  

tombar

Fenomenalny tekst, aż zadziwiające ile ciekawostek można odkopać w samym tylko Internecie.

Cytat: Monocero w 09 Styczeń 2021, 13:52:38Woda kolońska PRASTARA to oryginalny wytwór PRL, a dokładnie produkt dla powstałej w Krakowie w 1947 roku spółdzielni Florina. Stąd LEGENDA o odnalezieniu w 1951 r. manuskryptu w starych budynkach przedwojennej fabryki itd, itd ble,ble. i stworzenie atmosfery tajemnicy pochodzenia. Przyjrzyjmy się spółdzielni Florina.

Szczerze mówiąc zastanawiające jak w kraju zrujnowanym wojną w ogóle można było myśleć o biznesie wód kolońskich zwłaszcza, że składniki trzeba było sprowadzać i to raczej z zachodu. Jak widać mitologia o odnalezieniu manuskryptu to tzw. "chłyt materkingowy", podobny do tego, że "karp od wieków gościł na wigilijnym stole" - w istocie wykorzystanie go na skalę masową jest pomysłem z lat 50-tych, ale podziwiam samą determinację w rozwijaniu niełatwego chyba biznesu w pierwszych latach powojennych.
Ars boni et aequi
  •  
    Za ten post podziękował: Monocero

KochamPiwo

Przy gospodarce planowanej, może i faktycznie trzeba było wykazać się determinacją- przeznaczyć środki na produkcję wody, zamiast na ganianie ludzi po lasach, czy kupowanie niedorzecznych ilości uzbrojenia do ochrony zdobyczy socjalizmu przed antypostempowym imperializmem.
Przy otwartej gospodarce, to interes marzenie. Konkurencji praktycznie żadnej. Przynajmniej na początku.
  •  
    Za ten post podziękował: rafalJG

Monocero

 :golarze:

chyba ktoś znowu odnalazł recepturę Prastarej  ??? Hmm, gdzie tym razem? No, nie ważne, Miraculum planuje rozpoczęcie produkcji. Informacje dostępne TUTAJ.
(D.D)
  •  
    Za ten post podziękował: Robcyk

T800

Choć Prastara nie ma legendarnego pochodzenia a Miraculum wskrzesilo by ten Wynalazek PRL to  i tak z pewnością kupię bo zbieram wszelkie kultowe polskie smrodki  8)
  •  

kwasek071

Niestety nie pamiętam tego zapachu choć butelkę pamiętam. Ciekaw jestem czy plany Miraculum odnośnie tej wody dobiegną do momentu seryjnej produkcji.

Monocero

@kwasek071 biorąc pod uwagę inne kosmetyki Miraculum to zrobią jakiś tani budżetowy zapach i pojadą na marce. Miraculum to w moim przekonaniu nie jest firma, która "tworzy" zapachy tylko produkuje kosmetyki dla zysku. Bardziej to w moim przekonaniu pójdzie w ilość, a nie jakość. Polska gospodarka, przemysł nie posiada mocy produkcyjnych, żeby samemu produkować coś porządnego. Każda rzecz, która jest coś warta i się wybija jak przyjrzysz się jej historii to okazuje się, że to zakup praw, licencji itd., itp. My nawet trenera do reprezentacji naszego sportu narodowego musieliśmy z zagranicy kupić, bo w Polsce nie było  :D
(D.D)
  •  
    Za ten post podziękował: Robcyk

rafalJG

Dlatego lepiej testować kosmetyki małych barberskich firm wspierając polski biznes.
  •  

Monocero

@rafalJG dokładnie też tak uważam. Tworzą je ludzie z pasją nie dla kasy ale żeby coś zrobić fajnego.
(D.D)
  •  

kwasek071

@Monocero mam przeczucie graniczące z pewnością że nawet gdyby doszło do produkcji, to nie użyją takiej samej jakości składników jak w starej oryginalnej recepturze. Najpewniej zamienniki.

rafalJG

Wars też pachnie inaczej niż kiedyś.
  •  

Robcyk

A może chłopaki zdziwimy się... Fajnym zapachem. Czego sobie i Wam zyczę. Nie bądżmy aż takimi pesymistami. Trzeba wierzyć... Bo Miraculum ma serię Black after shave i wodę toaletową. Z psikaczami obie. I powiem że aftershav pachnie fajnie i... Długo po kilku godzinach nadal czujesz fajny zapach zwłaszcza w lecie. Mają jeszcze Green i chyba Red. Cięzko kupić ale Black to naprawdę piękny trwały zapach . Może gdzieś znajdziecie. Ja kupiłem w społem. Magia za kilkanaście zł. Warsa lubię żeby nie było. Ale Black to inna Liga. Liga Mistrzów. Poważnie gadam.

kwasek071

Black powiadasz, no to muszę się udać do zaprzyjaźnionej drogerii.

zennhorst

Cytat: Robcyk w 01 Luty 2023, 23:49:36A może chłopaki zdziwimy się... Fajnym zapachem. Czego sobie i Wam zyczę. Nie bądżmy aż takimi pesymistami. Trzeba wierzyć... Bo Miraculum ma serię Black after shave i wodę toaletową. Z psikaczami obie. I powiem że aftershav pachnie fajnie i... Długo po kilku godzinach nadal czujesz fajny zapach zwłaszcza w lecie. Mają jeszcze Green i chyba Red. Cięzko kupić ale Black to naprawdę piękny trwały zapach . Może gdzieś znajdziecie. Ja kupiłem w społem. Magia za kilkanaście zł. Warsa lubię żeby nie było. Ale Black to inna Liga. Liga Mistrzów. Poważnie gadam.

@Robcyk wrzuć proszę zdjęcia tych cudaków, bo nawet człowiek nie wie czego ma szukać...
"honeste vivere, alterum non laedere, suum cuique tribuere"
zennhorst
  •  

Monocero

(D.D)